Nie omówimy wszystkich cech każdego z tych krojów. Spróbujmy jednak zwrócić uwagę na własności najistotniejsze.
Arial
O Arialu można powiedzieć prawie to samo, co o Timesie: bywa nadużywany. Arial stanowił poczatkowo domyślne pismo w Excelu, podobnie jak Times w Wordzie. Jednak powszechne użycie Ariala w arkuszu kalkulacyjnym o wiele mniej razi, gdyż w Excelu prezentujemy nieporównanie mniej tekstu. Ważniejsze może od tej krytyki jest omówienie cech użytkowych kroju Arial. Jest niewątpliwie pismem bardzo czytelnym (a może raczej wprowadźmy na własny użytek określenie „komunikatywnym”), nawiązującym do powstałego w latach pięćdziesiątych kroju Helvetica.
Krój pisma Helvetica jest znany także pod innymi nazwami, np. Zurich, Switzerland lub Swiss. Prawdziwa (niepodrabiana) Helvetica posiada liczne odmiany różniące się szerokością liter, grubością linii, wypełnieniem linii i wieloma innymi cechami. Przez dłuższy czas uchodził za najbardziej czytelne pismo dla tytułów i komunikatów.
Porównajmy oba kroje:
To bezsensowne „słowo” OHamburgefonsz stanowi powszechnie przyjęty testowy ciąg znaków, przydatny w typografii przy wielu okazjach.
Proszę przypatrzeć się słowu testowemu — w obu krojach można odnaleźć niewielkie różnice. Specjalnie jednak uzupełniłem próbkę o dodatkowe trzy litery, w których — moim zdaniem — różnice są najbardziej znaczące. Właśnie po tych literach ja sam najłatwiej odróżniam oba kroje. I mógłbym dodać: te trzy litery najbardziej mnie w Arialu rażą, zwłaszcza to ‘G’. Ale to oczywiście sprawa gustu, a de gustibus…
Arial stanowi sztandarowy produkt firmy Microsoft jeżeli chodzi o antykwę linearną powszechnego użytku. Muszę przyznać, że gdy po doświadczeniach z dosowymi programami edytorskimi w rodzaju Taga po raz pierwszy ujrzałem teksty pisane przez przyjaciela z wykorzystaniem właśnie Ariala, byłem zachwycony. Naprawdę kontrast był oszołamiający.
Popularne kroje pisma nieproporcjonalnego
Courier New i Letter Gothic należą do pism nieproporcjonalnych czyli „maszynowych”. Pierwszy jest dla polskiego odbiorcy bardziej tradycyjny, maszyn z krojem przypominającym Letter spotyka się zdecydowanie mniej. Jakie może być zastosowanie takich krojów?
Oczywiście, czasami możemy mieć ochotę „zasymulować” pismo maszynowe, mnie też się to czasem zdarza, nie ma więc co wybrzydzać, że „po co kupiłem komputer, skoro chcę mieć wygląd pisma maszynowego”.
Ale oba kroje nadają się czasem jako opisowe, na przykład na rysunkach. Proszę spróbować, zwłaszcza odmiany półgrubej, czyli bold. W przypadkach informacji uzupełniających, jak opisy, może nam zbytnio nie zależeć na proporcjonalności szerokości liter i pól znaku. Również same cyfry obu krojów budzą zainteresowanie — są czytelne. Jeżeli więc wypełniamy tabelki z danymi liczbowymi warto rozważyć stosowanie pisma o stałej szerokości. A jeżeli nasze dzieło jest naładowane liczbami, polecam Letter Gothic MT:
Jeżeli Czytelnik ma coś wspólnego z programowaniem, zna krój Letter Gothic jako pismo tekstów programów. Ma ono swoje zalety zarówno na ekranie, w trakcie tworzenia tekstu, jak i na wydruku. Podobne cechy ma microsoftowy krój Consolas.
W ten sposób dotknęliśmy zagadnienia czytelności pisma na ekranie oraz czytelności rozumianej jako szybkość przyswajania tekstu drukowanego. O pismach szczególnie czytelnych będzie za chwilę.
Nazwa tego kroju pisma nasuwa uwagę: słowo Gothic odnajdziemy w nazwie licznych fontów komputerowych. Wbrew naszym oczekiwaniom najczęściej wcale nie są to pisma gotyckie. Po prostu, jak to często bywa przy przekazywaniu jakichś elementów kulturowych z jednego języka do drugiego, tak się stało, że w tradycji amerykańskiej określenie gothic zaczęło oznaczać… antykwę. A więc wśród pism należących do tej samej klasy, najpopularniejszej u nas i za oceanem, odnajdziemy równocześnie takie, które mają w nazwie rdzeń „antykwa” (np. francuska Antique Olive), jak i rdzeń „gotyk”. Jeszcze raz potwierdza się zalecenie, by przed wyborem fontu dobrze go obejrzeć.
Krytycznie o kroju Times New Roman
Twórcą tego najsławniejszego obecnie pisma jest Stanley Morison. Opracował go w roku 1931, a w następnym rozpoczęto za pomocą tego kroju druk londyńskiego dziennika The Times (a nie amerykańskiego magazynu Time, jak sądzą niektórzy).
Skoro kolejny raz do tablicy wzywamy krój Times, postanowiłem zamieścić jedno ostrzeżenie. Przyznaję, że polega ono na subiektywnym wrażeniu. Bardzo często spotyka się teksty (napisy, tytuły, najgorzej, gdy są to całe długie fragmenty tekstu) złożone Timesem w odmianie półgrubej, czyli „boldem”. Osobiście unikam takiego stylu jak ognia, bo moim zdaniem Times w wersji bold jest po prostu brzydki i mało czytelny w dłuższych partiach tekstu:
Sądzę, że proporcje między najgrubszymi a najcieńszymi elementami liter są w wielu innych krojach odmiany półgrubej lepiej dobrane:
To jest dobra okazja zilustrowania pojęcia „pismo dwuelementowe”. Times Bold ma wyraźnie fragmenty tworzone linią cienką i linią grubą (zbyt grubą i zbyt cienką?).
W półgrubym Timesie mam wrażenie, że elementy grubsze w literach za chwilę rozerwą swoim „ciężarem” elementy cieniuteńkie. Ale to jest moje zdanie, jednak jeżeli Czytelnik zawierzył mi w innych przypadkach, proszę to uczynić i teraz. A poza tym — przecież zwalczamy sztampowość i mechaniczne używanie domyślnego Timesa, czyż nie?
Pismo Book Antiqua zrobiło karierę: zauważyłem mnóstwo książek, zwłaszcza o tematyce komputerowej, składanych prawie w całości tym krojem. Dopóki nie zamieni się to w manierę, trudno mieć do tego pisma jakieś żale. Zresztą nie przesadzajmy z szukaniem sztampowych manier.
Pisma tytułowe i akcydensowe
Century Gothic (a przecież, wbrew nazwie, wcale nie gotyk, lecz antykwa!) jest reprezentantem licznej rodziny pism akcydensowych. Oznacza to w praktyce, że możemy go wykorzystać właściwie jedynie do tytułów i jakichś krótkich komunikatów.
Akcydens to drobny (co do zawartości, niekoniecznie rozmiarów) druk niebędący książką, gazetą czy czasopismem. W praktyce są to ulotki, foldery i prospekty reklamowe, afisze, programy przedstawień, etykiety, niewielkie druki w rodzaju rozkładów jazdy — i wiele innych.
Akcydensem są też druki użytkowe, jak formularze, druki spotykane w zakładach pracy: delegacje, wnioski urlopowe, listy obecności, a także kwestionariusze statystyczne.
Listę akcydensów spotykanych w naszym otoczeniu można wydłużać prawie w nieskończoność… Przeciwieństwem pisma akcydensowego, a więc mającego takie cechy, które nadają się znakomicie do zwracania uwagi czytelnika i sprawnego przekazywania krótkich treści, są pisma dziełowe; w tych krojach szczególną uwagę zwraca się na estetykę i czytelność (może: czytliwość?) w długich partiach tekstu.
Istnieją pisma łączące w sobie w pewnym zakresie cechy pisma dziełowego i akcydensowego, np. znany nam już Arial czy Helvetica; nawet dłuższe teksty złożone za ich pomocą (pod warunkiem trafnego doboru stopnia pisma i interlinii) dają się czytać bez zmęczenia, jednak nie bardzo nadawałyby się do podręczników dla młodszych klas szkolnych.
W takiej działalności, jak opracowywanie dokumentów, nie można jednak stosować ścisłych, nienaruszalnych podziałów i klasyfikacji. Trudno byłoby wśród krojów pisma dostępnych w naszym pececie wybrać stuprocentowo akcydensowe i stuprocentowo dziełowe. Pisanie dłuższych tekstów krojem Century Gothic właściwie odrzucamy, ale nie znaczy to wcale, że nie można tego zrobić innymi pismami, nadającymi się także na tytuły.
W normalnej sytuacji pisma nieproporcjonalne: Courier i Letter także pozostawimy do tytułów, opisów i innych „nietekstowych” zastosowań. Ale pozostałe kroje spośród zaprezentowanych powyżej możemy próbować użyć do większych partii tekstu, wystarczy krytycznie przypatrzeć się rezultatowi i w razie niepowodzenia zmienić.
Pisma wysokiej czytelności
W próbkach przedstawionych w pogadance 8 odnajdziemy licznych reprezentantów pewnej grupy krojów — pism o wysokiej czytelności. Zaliczymy do nich: Bookman Old Style, Century Schoolbook (broń Boże Century Gothic!), Georgia i Minion. Są to kroje z przyjemnością stosowane do składania podręczników i dzieł książkowych wyższego poziomu estetyki. Sama nazwa Bookman albo określenie Schoolbook świadczą o przeznaczeniu tych pism. A do tego teksty nimi pisane (zwłaszcza z fontu Georgia) są czytelne nie tylko na wydruku, w końcowym dziele, ale także na ekranie, w trakcie pisania tekstu. To naprawdę ważne, bo — powiedzmy sobie szczerze — na większości komputerów teksty są ładnie prezentowane tylko na pierwszy rzut oka. Po dłuższej pracy zauważamy wiele wad kształtów liter, co w końcu męczy. W jednym z kolejnych rozdziałów omówimy ten problem.
Wszystkie wymienione w tej grupie pisma należą do krojów szeryfowych. Skoro więc są tak bardzo czytelne, coraz bardziej upada teza, iż obecność szeryfów lub ich brak nie ma wpływu na łatwość przyswajania tekstu. Skoro szeryfy nie przyczyniają się do wzrostu łatwości przyswajania treści, dlaczego publikacje tej branży nie wymieniają wśród pism wysokiej czytelności przedstawiciela grotesków?
Oczywiście nie znaczy to, że każde pismo szeryfowe jest pismem wysokiej czytelności. Przecież i my pominęliśmy w czwartej grupie dwa: Times New Roman i Book Antiqua. Oba kroje są bardzo ładne i harmonijne. Nadają się do użytku nawet w bardzo niskich stopniach.
Do końca lat siedemdziesiątych znakomita większość polskich książek i czasopism była drukowana jedynie krojem Silesia, czyli adaptowanym Excelsiorem (dziś tęsknię do tamtych czasów, bo przynajmniej nie spotykało się tylu rażących błędów typograficznych, jak obecnie), a jednak trudno mi ówczesne powszechne stosowanie Silesii nazwać „szkodliwą manierą”.
Powyższa reprodukcja stronicy jednej z dziesiątków tysięcy chyba wydanych w czasach PRL książki (T. Cyprian Fotografia. Technika i technologia, WNT Warszawa 1968, wyd. 9) pokazuje, że choć druk ery socjalizmu do najznakomitszych technicznie nie należał (proszę spojrzeć choćby na numer stronicy na dole), to dzięki przynależności Silesii (Excelsiora) do grupy pism o wysokiej czytelności treści nie czyta się źle, prawda?
Zauważmy, że nagłówki (tytuły, śródtytuły) książki Cypriana zostały złożone jakimś bezszeryfowym pismem pogrubionym. Dość eleganckim. Czy ktoś rozpozna?
To Gill Sans (por. Wikipedia), pismo opracowane w roku 1926 (!) przez kontrowersyjnego artystę Erica Gilla. Bywalcy Wielkiej Brytanii rozpoznają je jako krój do niemal wszystkich „urzędowych” i informacyjnych napisów stosowanych w przestrzeni publicznej, przy czym zwykle napisy te są tworzone wersalikami (czyli „same duże litery”). A jeżeli kogoś miałoby dziwić, że krój pochodzi aż z lat dwudziestych, to zapewniam, że takich lubianych krojów o kilkudziesięcioletniej historii jest więcej, ich sława nie przemija, mimo iż powstało ostatnio mnóstwo krojów równie eleganckich.
Zobaczmy Futurę Paula Rennera z roku 1927:
Futurę świetnie naśladuje kilka współczesnych fontów znanych z internetu (w tym z „rolek” i podobnych małych form medialnych). Polecam zapoznanie się z licznymi fontami oferowanymi przez Google Fonts (można je użyć w witrynach internetowych lub pobrać jako pliki fontów instalowanych w systemie operacyjnym):
Bardzo popularny jest googlowy font Lato – tak, nic dziwnego, że nazwa brzmi jak po polsku; twórcą tego bardzo popularnego kroju (liczne witryny wykorzystują go do większości tekstu)
jest warszawski typograf Łukasz Dziedzic. Gratuluję!
Za nami przyspieszony kurs najbardziej podstawowych pojęć typograficznych. Przy okazji autor przemycił nieco swoich poglądów na kształtowanie strony estetycznej tworzonych dokumentów. Mam nadzieję, że Czytelnik mi to wybaczy i twórczo przetworzy moje sugestie na swój własny styl.
W tym rozdziale dowiemy się co należy uczynić, by „wyprodukować” dokument estetyczny i poprawny typogracznie. Wiemy już co nieco o krojach pism i ich cechach; napomknęliśmy sobie o ich doborze do różnych rodzajów tekstów. I znowu, jak w pierwszym rozdziale, jesteśmy zmuszeni posłużyć się kilkoma przykładami negatywnymi.
Mieliśmy już okazję przypatrzeć się pewnej ulotce. Jest to druk objętościowo niewielki, może też niezbyt ważny. Ale oto przed nami przykłady produktów składu komputerowego o wiele bardziej znaczących, wzięte z mojego otoczenia. Oczywiście podtrzymujemy wszystko, co powiedzieliśmy o wadach składu wykrytych w ulotce. Może nawet warto, by bardziej wnikliwy Czytelnik ponownie przeczytał pierwszy rozdział, zanim zagłębimy się w ten.